czwartek, 29 maja 2014

F&F HOME: SUMMER 2014


Wczoraj w showroomie F&F panowała wiosna, piękny zapach kwiatów i nowa kolekcja F&F Home! Uwielbiam wszelkie akcesoria do dekoracji wnętrz, więc z ogromną przyjemnością fotografowałam te wszystkie cuda! Ciekawy design, mnóstwo wzorów i kolorów do wyboru, a do tego naprawdę atrakcyjne ceny. Na poniższych zdjęciach zobaczycie, co wpadło mi w oko! :) 


Pierwsza kolekcja, którą opiszę, to mały ukłon w stronę Retro. Czym się charakteryzuje? Przede wszystkim - delikatnymi barwami, głównie pastelami, prostymi wzorami i wiosennym powiewem świeżości. Te produkty bardzo chętnie widziałabym na swoim stole w jadalni, wazony byłyby pełne kwiatów, a ze świec wydobywałby się cudowny zapach wiosny i lata. 

Lampiony, świece i zastawa prosto z Marrakeszu! Dzięki orientalnym wzorom, zdobieniom i energetycznym kolorom, wybierzesz się w egzotyczną podróż do Maroka. Ażurowe lampiony tworzą niesamowity klimat przede wszystkim wieczorem, gdy z ich wnętrza wydobywa się delikatne światło. Jeśli podoba Ci się soczysta czerwień, pomarańcz i brązy, na pewno polubisz także tę kolekcję. Szczególna uwaga należy się także pięknym świecom i wyrzeźbionym na nich wzorom. 

Oraz moja ulubiona - kolekcja Grace. Niezwykle romantyczna, wyszukana i elegancka. Urzekła mnie przede wszystkim gamą kolorystyczną - dominują delikatne szarości, beże oraz pudrowy róż, a barwy te pięknie ze sobą współgrają. Najbardziej spodobały mi się rzeźbione świecie i bardzo prosta, ale też bardzo stylowa lampka nocna (na 1 zdjęciu). Te akcesoria idealnie sprawdzą się w sypialni, zapewne niedługo także w mojej. 





niedziela, 25 maja 2014

BLACK, WHITE AND BABY BLUE



W zeszłym roku w poście MODERN 60's, pokazywałam jedną z moich ulubionych sukienek w dosyć prostej stylizacji. Jako dodatki posłużyły mi jasne koturny, pojemna czarna torba i okulary muchy. Połączenie bieli i czerni powróciło także w tym sezonie, a ja postanowiłam wypróbować również pastele, których do tej pory unikałam jak ognia. Torebka w kolorze baby blue to teraz moja mała-wielka miłość, a ten kolor powoli wkracza do mojej szafy.

Zdjęcia: Karolina Czamarska



jacket | RESERVED
bag | MOHITO
checkered dress | ROMWE
white heels | REPORT
sunglasses | PRADA




niedziela, 18 maja 2014

WARSZTATY #mygirls - ADIDAS I EWA CHODAKOWSKA

Jeśli na bieżąco śledzicie mój profil na Instagramie, na pewno kojarzycie zdjęcia z warsztatów #mygirls z Ewą Chodakowską. Warsztaty miały miejsce prawie dwa miesiące temu, bo 27 marca, ale to właśnie teraz postanowiłam o tym napisać. 

Ze sportem byłam związana od zawsze. Już jako kilkuletnia dziewczynka uczęszczałam na zajęcia tańca towarzyskiego (z którego zrezygnowałam ze względu na wzrost - zawsze byłam wyższa od partnerów :D), miałam także swoją przygodę z siatkówką. I chociaż taniec rzuciłam po kilku latach, tak siatkówce zostałam wierna aż do ostatniej klasy liceum. Był to dobry czas, czas pełen treningów, wyjazdów, poświęceń. Trenowałyśmy 7 dni w tygodniu, a efekty było widać w medalach i wyróżnieniach. Ciężkie treningi przyniosły także efekty w postaci wysportowanego ciała i bardzo dobrej kondycji. Byłam dumna ze swoich widocznych mięśni brzucha. Nie męczyły mnie długie dystanse, a wbieganie po schodach nie było żadnym wysiłkiem. Aż do teraz :) Wraz z końcem szkoły, skończyłam także z siatkówką. Trochę ze względów zdrowotnych, trochę też dlatego, że chciałam mieć w końcu czas DLA SIEBIE. Minął jeden rok, potem drugi. I faktycznie dużo myślałam o sobie, o tym co mogę dla siebie robić, ale całkowicie zapomniałam o SWOIM CIELE. Moja aktywność fizyczna ograniczyła się do chodzenia na zakupy i tańczenia w klubach. Aż któregoś dnia dostałam propozycję wzięcia udziału w tych warsztatach.
Z marką Adidas znamy się bardzo dobrze, z Ewą Chodakowską trochę mniej ;) Nigdy nie byłam na jej warsztatach, nie korzystałam z jej ćwiczeń, nie czytałam jej porad. Nie musiałam nawet śledzić jej profilu na Facebooku, bo i tak większość moich znajomych co chwilę coś udostępniały, zachwycone najsławniejszą trenerką Polek. Czasami widziałam efekty ćwiczeń czytelniczek Ewy, które z chęcią przesyłały zdjęcia swoich metamorfoz. To faktycznie może zrobić wrażenie. Ja nie zastanawiałam się ani chwili i zaakceptowałam propozycję. Pierwsza myśl? "Zacznij coś ćwiczyć, bo na warsztatach będzie wstyd!" I zaczęłam...
... w dzień warsztatów. A dokładnie to zorganizowałam sobie małą przebieżkę. Po schodach. Na drugie piętro. Tak właśnie wyglądał mój PIERWSZY I OSTATNI trening przed warsztatami. Na drugim piętrze mieszkała Patrycja z My Fashion Place, która również brała udział w zajęciach, dlatego postanowiłam zrobić sobie rozgrzewkę. Drugie piętro, a ja zadyszana jakbym przebiegła maraton! Patrycja się ze mnie śmiała, ale też wspierała twierdząc, że jej kondycja również do najlepszych nie należy. "Ćwiczmy obok siebie, z tyłu, żeby nie było siary!". 
Jak widać - wcale nie stałyśmy na końcu! Siary nie było ;)
Na treningu czasem się śmiałam, czasem miałam serdecznie dość. Ktoś uprzedził mnie wcześniej, żebym uważała na kolana i faktycznie, dawały się we znaki tym bardziej, że od dłuższego czasu mam z nimi problemy. Ewa wytłumaczyła, że wykonamy 3 ćwiczenia po 3, nie będą super trudne, wiadomo, abyśmy wyszły z tego cało ;) I zaczynamy! Ćwiczymy, ćwiczymy, w głowie myśli typu "co ja tu robię", "to już koniec", zadyszana, zasapana, w końcu przerwa! I tutaj niespodzianka - "to była dopiero rozgrzewka, teraz przechodzimy do właściwych ćwiczeń". No pięknie! Wymieniłyśmy się z Patrycją porozumiewawczym wzrokiem, ale przyznam szczerze, że się nie poddałyśmy i walczyłyśmy do końca! Faktycznie czułam, jak ćwiczą moje mięśnie, jaki to dla nich wysiłek, ale oprócz zmęczenia czułam także mobilizację, satysfakcję i...  radość. Momentami umierałam, by za chwilę nabrać sił i podwójnego powera. Wytrzymałam! A na koniec wzięłam udział w zajęciach zumby - moich pierwszych w życiu, ale na pewno nie ostatnich. Ogromny uśmiech nie schodził mi z twarzy. To właśnie wtedy obiecałam sobie zebrać cztery litery, wziąć się w garść i ćwiczyć! Kiedy widzę różnicę, nawet minimalną, to mobilizuje mnie jeszcze bardziej. A myśl o tym pięknym bikini, które założę na urlopie w ciepłych krajach - daje mi ogromnego kopa. Niestety nie mam czasu uczęszczać na zajęcia Ewy, musiałabym wozić ze sobą odpowiedni strój, dojazd to dodatkowe godziny, które tracę w ciągu dnia. Dlatego rano zakładam legginsy, włączam laptopa i ćwiczę w domu! Już szykuję się na przywitanie lata i cieszę się, że znów robię coś nie tylko dla siebie, ale także dla mojego ciała! :) 

Dziękuję za zaproszenie! To było naprawdę ciekawe doświadczenie i miła odmiana dla codziennej rutyny!
#mygirls team :)
Selfie musi być! Na zdjęciu z Catewalk i My Fashion Place

środa, 14 maja 2014

#fashion INSTAGRAM (1)

Na Instagramie czy Facebooku udzielam się znacznie częściej niż na blogu, to chyba oczywiste. Tam publikuję zdjęcia niemal codziennie, najczęściej są to nowe zakupy lub godne uwagi, wypatrzone przeze mnie ubrania i dodatki. Dlatego kilka zdjęć z krótkimi opisami wrzucam także tutaj. Mam nadzieję, że wytrzymacie lawinę zdjęć w lustrze :D A przy okazji zapraszam na moje konto na Instagramie :) www.instagram.com/wildfox7 

Spodnie typu "Mom Jeans" mają podwyższony stan i wyglądają jak spodnie sprzed 30 lat. Moda na nie powróciła, a ja dzisiaj bardzo żałuję, że pozbyłam się takich cudownych spodni po mojej mamie, za grosze. Teraz takie jeansy można kupić w Topshopie za 229 złotych. 

Kolejne cuda z Topshopu. Luźny sweter w kolorze pudrowego różu jest cudowny, ale to ten koronkowy top podbił moje serce. Był idealny, właśnie takiego szukałam. Tylko szkoda, że nie było mojego rozmiaru :( 

Najnowszy zakup. Niewielka torebka na łańcuszku w kolorze baby blue to fantastyczna odmiana w mojej szafie. Niemal wszystkie torebki mam czarne, więc taki wiosenny akcent bardzo się przyda. No i te ćwieki! W sam raz dla mnie! ;) Cena: 79,99 zł, do kupienia w Mohito.

Ten top kocham nad życie, a biegałam za nim bardzo długo! Kupiłam ostatni w moim rozmiarze! Jest czarny, lekki, ma cienkie ramiączka i ciekawą wstawkę z siatki. Idealny! H&M, 99,90 zł.

Jedne z podstawowych kosmetyków w moim pojemnym (bardzo!) kufrze. Szminki MAC to zdecydowanie nr 1. Do tego podkład i tusz do rzęs MAC, róż do policzków GOSH, perfumy: Giorgio Armani (Acqua di Gioia) lub Calvin Klein (Forbidden Euphoria) oraz Estee Lauder do demakijażu.

Jeśli na Instagramie pojawia się ta podłoga, tzn. że jestem w pracy ;) Połączenie ubrań w kropki - przypadkowe! ;) Bluza - Zara, spódnica - F&F, a na nogach Conversy.

To były pierwsze espadryle (no, może zaraz po tych od Chanel), które tak bardzo mi się spodobały. A potem było tylko gorzej. Tego samego dnia kupiłam jeszcze 3 inne pary... Te urocze cuda (dostępne również w kolorze niebieskim) kupicie w Zarze za 169 złotych. Spodnie również, w tej samej cenie. :)

Zrobiłam się na szaro, bo to jeden z moich ulubionych kolorów. Crop top kosztował 19,90, pikowana kurtka typu bomber - 79,90, a wielkie okulary 34,90 (o ile dobrze pamiętam). Wszystko dostępne w New Yorkerze! 

Te buty zobaczyłam na nogach jednej z dziewczyn (dokładnie stała w kolejce w sklepie z butami OFFICE w Londynie). Kręciłam się wokół niej jak mucha koło gó... ucha, z chęcią podpytania: GDZIE JA TAKIE KUPIĘ, BO SIĘ NAPALIŁAM? I udawałam, że wszystko inne mnie tak bardzo interesuje. I szkoda, że udawałam tak długo, bo właśnie te buty stały na półce w tym właśnie sklepie, zaraz obok kas. Cena: 20 funtów. Na złotówki: 102,20. Mogłam wziąć od razu 2 pary, prawda?

I buty w stylizacji. Miejsce : praca (znajoma podłoga?) Na zdjęciu mam boyfriendy z River Island, służą mi już jakiś czas, a piękny, duży, neonowo żółty sweter kupiłam w Londynie w cudownym &Other Stories. 

Urban Decay po głowie chodziło mi od dawna. Ale jak to bywa z takimi rzeczami - albo kupisz ZAGRANICO, albo uda Ci się cudem trafić na oryginał na Allegro. Nope, wybrałam opcję nr 1. O tej paletce przypomniało mi się, gdy robiłyśmy z dziewczynami zakupy w Londynie. Okazało się, że Jestem Kasia również o niej marzy, więc rzuciłyśmy się do House of Fraser niczym szczerbaty do sucharów...

Nike Roshe Run Palm Trees. Miejsce: &Other Stories w Londynie (chociaż dostępne także w wielu innych sklepach, np. OFFICE), cena: 70 funtów. Chyba nie muszę dodawać, że je uwielbiam? 

I ostatnia pamiątka z Londynu... jakie było moje szczęście, gdy zobaczyłam te słodkości na lotnisku! Po raz pierwszy ich smak poznałam w Nowym Jorku i mogłabym je jeść codziennie do końca życia. Ewentualnie do pierwszych mdłości. Ale są warte każdego grama tłuszczyku w moim ciele! Rozpływają się w ustach, a ja rozpływam się razem z nimi... 


poniedziałek, 12 maja 2014

LONDON: DAY 4


Trochę ponury, pochmurny, taki typowy dzień w Londynie. Spędziłam tam 3 dni, z czego 2 głównie na zakupach i to na Oxford Street. W dzień odlotu zaczęłam jęczeć (ten dzień był apogeum mojego jęczenia), że wróciłam tu po roku i znowu niczego nie widziałam. Więc wyprosiłam u Madziary spacer do Pałacu Buckingham, spodziewając się niewiadomo czego. Pod główną bramą tłumy, a sam pałac przereklamowany ;) Poza tym - wydawało mi się, że jest on bardziej schowany, trochę głębiej, a jednak można niemal 'zajrzeć do środka'. I znowu mój jęk - "powinni go odmalować". Całe szczęście - coś się wydarzyło! - trafiłyśmy na pochód gwardzistów! Oglądając ich na żywo miałam wrażenie, że idą na oślep i grają z pamięci, ale OK, teraz na zdjęciach widzę, że jednak spod tych czapek coś jednak widać ;) 

Moje włosy kochają wilgoć. Bardzo. Z wzajemnością.
camel coat, trousers | ZARA
t-shirt | PLNY LALA
shoes | NIKE ROSHE RUN palm trees*
bag | STEVE MADDEN

*buty kupiłam w &Other Stories w Londynie.
Jeśli również jesteście zainteresowani tą parą,
napiszcie do The Fashion Hunter! Serdecznie polecam ;)